Kiedyś będę żałować… Tych wszystkich nieprzeczytanych książek, tych wszystkich chwil przelatujących między palcami. Tego rosołu, którego nie chciało mi się ugotować i niewysłuchania kolejnych dziecięcych opowieści. Kiedyś będę żałować, że znów się bezsensu zdenerwowałam, a teraz tak głupio przyznać się do błędu.
I tego śniegu po którym się nie poturlałam, bo dziwnie tak jakoś, jeszcze ktoś by zobaczył. I tego deszczu, w którym Ona chciała tańczyć, a ja, że nie, że szybko, że do domu, bo mokro. Tego spotkania, które odwołałam, bo nigdzie wychodzić mi się nie chciało i tego telefonu, którego nie wykonałam, a chciałam przecież coś ważnego powiedzieć, tylko, że potem jakoś tak szybko, tysiąc spraw i z głowy mi wyleciało.
Kiedyś będę żałować, ze z tej wielkiej zjeżdżalni na Majorce bałam się zjechać, i że do oceanu nie weszłam, bo woda zimna. I tego szczytu, który odpuściliśmy, a może warto byłoby iść dalej, może na końcu byłby najpiękniejszy widok na świecie?…
Kiedyś będę żałować, że łzy marnowałam, kiedy powodów do płaczu nie miałam. Na którymś zakręcie zrozumiem, że mieć więcej nie zawsze znaczy lepiej.
Czasem tak tylko przystanąć, odetchnąć głęboko, przewartościować, zrozumieć. Rosół ugotować, w deszczu potańczyć, być sumą chwil wartościowych i tych lekkich jak piórko, ale jakże wyjątkowych. Mieć czas na to aby zdążyć.
Nie da się tak całkowicie bez tego kiedyś. No nie da. Nie powtórzymy magicznej mantry, nie zaklniemy rzeczywistości, nie da rady tak zawsze wszystko idealnie. Zdarzy się, że nie docenimy prostych chwil, nie dostrzeżemy uciekających szans, nie będziemy wiedzieć kiedy, za ile i gdzie to kiedyś się kończy, gdy już zabraknie czasu nawet na żałowanie.
Ale jest też ta druga strona medalu. Są jeszcze te wszystkie momenty, do których z przyjemnością sięgniemy pamięcią. Kiedyś uśmiechniemy się na myśl o tych wszystkich wierszach co w duszy nam grają, powspominamy tą jesień kiedy rzucaliśmy się liśćmi jak szaleni, przypomnimy sobie smak ciastek, które razem z dziećmi wypiekaliśmy, powrócimy pamięcią do miejsc, które były znaczące i piękne.
Życie to bilans. To straty i wygrane. To zmarnowane chwile i te najcenniejsze na świecie. To bezsensowne łzy i najczystsza radość. To chwile zwątpienia i momenty euforii. To nieprzeczytane książki, ale i te, które wniosły w nasze życie tak wiele. To spotkani ludzie i ich wartości.
To my sami.
Staram się żyć z refleksją w głowie, z tym kiedyś na plus i na minus. Z wyciągnięciem ręki po kolejne szanse i nie odwracaniem wzroku od tego czego żałuję. Są dni, ba tygodnie nawet, kiedy tak mocno odpuszczam, kiedy pozwalam sobie na to aby nie być z siebie zadowoloną. Momenty nic niechcenia, nic nierobienia, użalania. Czasami potrzebuję tego. Siedzenia i patrzenia w sufit, odpuszczania chwil, które mogłyby być pięknymi wspomnieniami. Ale nie mam na to ochoty, siły, energii. A później biorę się w garść, jak każdy z nas, i wyciągam wnioski. I gonię te chwile wytrwale i kolejnym dniem dzień zmarnowany nadrabiam.
Składamy się z tego kiedyś. Dążymy, pragniemy, odpuszczamy. I tylko my sami możemy zdecydować jaki będzie nasz bilans zysków i strat. Codziennie nowy dzień. Cudowne jest to życie z możliwością wyboru.
Oczy zamknąć, w deszczu potańczyć, marzeniami wypchać głowę.
Na kiedyś, na później, na całe życie.
Artykuł Kiedyś. pochodzi z serwisu Home on the Hill - blog lifestylowy - wnętrza, inspiracje, kuchnia, DIY.