W domu bałagan. Z każdego kąta wystaje bezczelnie. A ja siadam wygodnie na kanapie ignorując go z perfekcją i zabieram się za ubieranie myśli w słowa. Antoś zmorzony gorączką w końcu zasnął… Choroby nadal na krok nas nie odstępują. Za oknem wielkie hałdy śniegu, cały ogródek przykryty białym puchem. Tęsknie zerkam na ten obrazek, niestety przez najbliższe kilka dni, nadal na dłużej na zewnątrz nie wyjdę. Ale to nic, przeżyjemy. Głowę nowy dom mi zaprząta, radość miesza się ze strachem. Zasiedzieliśmy się tu trochę, zapuściliśmy korzenie. Patrzę na te wszystkie rysy, na żłobienia na ścianach, na kolorowe obrazki w kątach porozwieszane. Tyle historii tu przez ten czas stworzyliśmy, tyle magii się tu działo, tyle pięknych relacji zbudowaliśmy. To w te progi przyniosłam małe zawiniątko ze szpitala, to w tej okolicy Maja po raz pierwszy przekroczyła drzwi przedszkola, to tu mnóstwo gości witaliśmy. Organizowaliśmy przyjęcia urodzinowe, wigilie, urządzaliśmy każdy kąt z wielką pasją. To tu najpiękniejszy okres naszego życia się zaczął, taki w radości i spokoju. Jakby wszystkie elementy układanki zaczęły tworzyć idealną całość.
Chyba już mi brakuje tego młodzieńczego szaleństwa. Jakaś taka ostrożniejsza się stałam, dojrzalsza. Odkąd na świecie są dzieci, gdzieś mi ten luz uciekł. Teraz zawsze z tyłu głowy mam, żeby tylko Oni byli szczęśliwi, żeby tylko ich tę różową codzienność nie zakłócić. Tysiąc wątpliwości się budzi, mam wrażenie jakbym świat do góry nogami przewracała. Za kilka miesięcy wyciągniemy ich z tej znanej okolicy, puścimy do nowego przedszkola, już nie wystarczy, że Maja przebiegnie przez klatkę, aby spotkać się z najlepszą Przyjaciółka. I jakoś tak mi dziwnie z tym. Dziwnie nie będzie mieszkać wśród tych znanych kątów, wśród zaprzyjaźnionych ludzi i po bułki do nowego sklepu chodzić. Niby nie jest to daleko, niby nie wyprowadzamy się na koniec świata, a jedynie kilka kilometrów dalej, a jednak cały czas w głowie siedzi mi ta myśl jak tam będzie. Czy przeniesiemy do tego nowego wnętrza tę samą atmosferę? Czy nadal będzie u nas tak błogo i spokojnie? Jakie scenariusze życie dla nas pisze, co szykuje tuz za rogiem?
Ja uwielbiam się zamartwiać. Naprawdę. Matko, jestem mistrzynią wymyślania problemów i tworzenia tysiąca scenariuszy. Jak to moja Maja mówi „wyobraźnia mnie wyprzedza”, co rożne jakieś obrazy podsuwa. Pokazuje tysiące opcji, co może pójść nie tak, co może się źle zdarzyć.
Ale tak w głębi siebie, tak w środku, jestem niezwykle wdzięczna. Doceniam sobie po cichu to wszystko. Te nasze ścieżki łagodne, te radości wielkie.
Doceniam. Doceniam mocno. Prawdziwie.
I tylko ten strach wiecznie mnie ogarnia, ta niemożliwość poukładania sobie wszystkiego w głowie, zrozumienia, że to się dzieje naprawdę. Co chwile spełniające się marzenia. Nie do uwierzenia. Tak wiele w tych swoich garściach obracam, tyle szczęścia, co na kilogramy mogłoby być ważone, co je do kieszeni upycham. Oni Ci moi wyśnieni. On, co lepszy się okazać nie mógł. Ta nasza Rodzina, Ci bliscy najcudowniejsi. Przyjaciele i pozytywne osoby wokół. Te nasze pasje, co koloru codzienności dodają… Doceniam. Doceniam całą sobą.
I tylko w tym wszystkim właśnie te moje obawy, strach. Że czemu akurat my tak wiele, że skąd?… Tyle się słyszy o tych wszystkich nieszczęściach, chorobach, upadkach. O dniach grozą wypełnionych.
Pięć oddechów spokojnych. Słońce po podłodze tańczy. Nowy rozdział tuż za rogiem. I żeby tylko te przeziębienia w końcu się odczepiły i będzie dobrze. Najlepiej. Tak po naszemu.
Artykuł Wątpliwości. pochodzi z serwisu Home on the Hill - blog lifestylowy - wnętrza, inspiracje, kuchnia, DIY.