Lubię ten domowy luz. Te dresy wygodne, te kąty znane, kanapowe wgniecenia i kredki w kuchennej szafce. Lubię, kiedy przekraczam próg i to uczucie, że jestem u siebie. Dzieciaki na podłodze rysują wytrwale, pod stolikiem książka, która czeka aż do niej wrócę, na fotelu śpi kot. Lubię tę swobodę, rozluźnienie. To niesamowite jak człowiek dostaje te kilka metrów kwadratowych na własność i tworzy tam swój świat. Swój osobisty klimat, swoje miejsce na ziemi.
I kiedy jest tak gwarno lubię bardzo. Kiedy dzieciaki pod nogami latają, kiedy piję kawę z bliskimi ludźmi, którzy do nas zaglądają. Kiedy dzwoni dzwonek domofonu, kiedy przez okno Antoś Tatę wypatruje i kiedy Sąsiadka do drzwi puka, że czas na przerwę. Kiedy dzieciaki przez klatkę do siebie biegają, bądź w ogródku na hulajnodze szaleją i kiedy sobie wiecznie bale przebierańców urządzają. Lubię też kiedy Antosia z podłogi zbieram jak czasami w ciągu dnia zdarza mu się zasnąć tam gdzie się bawił.
I ciszę lubię. Kiedy Mały ma drzemkę, Majka w przedszkolu. Otwieram okno na szerokość wpuszczam do środka to świeże powietrze. Czasem deszcz miarowo wtedy stuka, a innego dnia słońce pięknie świeci. Zatracam się tej ciszy, w tych dźwiękach zza okna, w tym domu tak pustym i pełnym zarazem.
Lubię wyciągać swój ulubiony kubek z szafki i pić tą druga kawę w ciągu dnia. Ta pierwsza zawsze gdzieś w biegu, najczęściej połowę zimnej wylewam do zlewu. A tu druga zawsze wtedy, gdy mam chwilę. Delektuję się nią łyk po łyku… I to nic, że często i ją zimną dopijam. Ważny jest ten mój osobisty moment, na który co dzień czekam. To miejsce lubię bardzo, to tu i teraz, i tych wszystkich, co wokół są.
Ale wiem, że nie miałabym problem z tym żeby któregoś dnia wyciągnąć wielkie kartony, pochować do nich ukochane książki, zabrać kolorową ceramikę, oprawione zdjęcia i przenieść się gdzieś indziej. Bo prawdą jest to co mówią, że dom tworzą ludzie. Że wcale nieważna ta przestrzeń, to konkretne mieszkanie, ale ta atmosfera, którą razem tworzymy. A ją możemy przenieść gdziekolwiek zechcemy.
I tylko żal mi by było tych moich róż, które tu sadziłam i powojników pięknych. Które zresztą jak mi Przyjaciółka dziś wytknęła, dawno przyciąć powinnam. No nic, i tak kocham je takie nieprzycięte;) I za tym wgnieceniem na ścianie bym tęskniła, co Antek autkiem zrobił. I żal by mi było tej plamy po truskawkach na suficie, co tylko my wiemy gdzie jest. I tych wszystkich rys, tych szczegółów, tych Majki naklejek na drzwiach i odbitej rączki na świeżo pomalowanej ścianie. Żal by mi było, ale wiem, ze gdziekolwiek byśmy nie zamieszkali to z czasem i ten kolejny dom mógłby opowiedzieć nasze historie, tak liczne, każdego dnia tworzone.
Lubię zatrzymywać się nad szczegółami. Lubię ten domowy luz. Te wszystkie nasze rzeczy wokół, te książki, które gdziekolwiek bym nie poszła na pewno targałabym ze sobą. Lubię te emocje, jakie w tym naszym domu panują. Te słowa, co echem po ścianach się odbijają, ten dziecięcy śmiech na stałe tu wpisany. Te wielkie okna i zieloną trawę.
Każdy z nas powinien mieć ten swój ukochany skrawek przestrzeni. Te kilka metrów kwadratowych do zapisywania codziennych historii. Duży stół, przy którym najczęściej toczą się najciekawsze rozmowy i ciepłe łózko, w którym to można każdy dzień zamknąć i kolejny rozpocząć. Cztery ściany najbardziej znajome na świecie, te takie, które dla każdego synonimem bezpieczeństwa są.
Ostatnio snujemy sobie z mężem plany o domu, który sobie kiedyś tam być może wybudujemy. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby był ludźmi wypełniony. Radością wielką. Żeby te kilka wymarzonych kolejnych metrów było takie po domowemu. Z ciepłą herbatą w kubku i rozmowami wokół. Z rysami na ścianach, okruszkami na blatach i wielkimi oknami, przez które będą mogła to orzeźwiające powietrze do środka wpuszczać. Gdzie nadal będę słyszeć muzykę, jaką deszcz robi i wypatrywać bliskich, którzy będą przez próg przechodzić. Bo tylko to się liczy. Nie żadne srebra i dizajnerskie meble. Tylko to ciepło bijące ze środka, które jeśli istnieje, to możemy je zabrać ze sobą gdzie tylko zapragniemy.
A jakie są Wasze domy? Czym pachną, co mówią? Co byście z nich zabrali?…
Artykuł Domowy luz. pochodzi z serwisu Home on the Hill - blog lifestylowy - wnętrza, inspiracje, kuchnia, DIY.